Zaznacz stronę

To będzie coś więcej niż tylko recenzja. Kiedy umarła Ania Przybylska, ryczałam jak bóbr. Podobnie jak cała Gdynia i pół Polski. Łzy oślepiły mnie ponownie przy ostatnich stronach tej książki. To więcej niż książka. To pożegnanie. Dopisanie ostatniego akapitu do historii, która skończyła się zbyt wcześnie.

Wieść o śmierci Ani Przybylskiej wzbudziła we mnie podobne, a może silniejsze emocje, jak atak na WTC. Jedno i drugie zdawało się niewiarygodne, niedorzeczne, absurdalne… a jednak okazało prawdziwe. Bolało jak zawsze, gdy na naszych oczach ginie piękno. Gdy odchodzi cudny człowiek. Dobry człowiek. Utalentowany. I młody. A jeszcze do tego matka trojga bardzo młodych dzieci. Oddana matka, której nie zastąpi nikt na świecie. Dla mnie była cudnym motylem, oglądanym przez szkło. Dla najbliższych – wielką Miłością. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie ogromu ich rozpaczy. A wyobraźnię mam bujną.

Kiedy ocierałam oczy, próbując nie zostawić śladów łez na kartach pożyczonego od koleżanki tomu, uwagi zaczął domagać się mój Bzyczek. Od wczoraj czteromiesięczny Bzyczek. I wtedy poryczałam się na dobre.

Dopiero pod koniec. Gdy żegnała się ze światem. Wcześniej nie. Mimo, że nie brakło w opowieści wzruszających, zabawnych, sentymentalnych. Sam fakt świadomości zakończenia tej opowieści przytłacza już od pierwszych stron. A jednak nie płakałam. Dlaczego? I tu przechodzimy do samej książki.

Kawał solidnej reporterskiej roboty. Samo już przygotowanie materiału musiało stanowić gigantyczną robotę. Rozmowy z rodziną, przyjaciółmi, reżyserami. Przebrnięcie przez wywiady i materiały prasowe. Obejrzenie filmów… no dobra, to była chyba przyjemniejsza część tej pracy :).

Książka to reportaż. Stonowany, rzeczowy. Pewnie taka w zamyśle miała być, bo nie pisali jej nowicjusze, a doświadczeni dziennikarze, ale… trochę zabrakło mi w niej jednak artyzmu, który przecież w reportażu nie jest niczym zakazanym. Nie kolorowania, ale zmian tempa. Podkreślenia niektórych momentów. Autorzy pozostawili tę decyzję czytelnikowi. Niech sam określi, co dla niego jest ważniejsze, bardziej zabawne, czy dramatyczne. Dorosły jest, poradzi sobie. Nie wiem, czy mam mieć do nich żal, czy podziwiać. Bo ja bym się chyba nie powstrzymała. Ale trudniej byłoby ją przeczytać, bo człowiek ryczałby od pierwszej strony.

Zabiegiem podkreślającym równocześnie zwyczajność, jak i dramatyzm opowieści są króciutkie rozdziały. Przynajmniej ja je tak odebrałam. Jak ciemny kadr między scenami filmu lub kurtyna w teatrze: Ania skacząca z radości po castingu. Kurtyna. Ania zakochana w Jacku. Kurtyna. Ania kłócąca się z mężem. Kurtyna. Dużo krótkich wątków. Sposób na to, by opowiedzieć wszystko. Całe życie na niespełna 400 stronach.
Momentami miałam rozdźwięk. Niektóre wątki trochę się rozjeżdżały. Trochę zabrakło mi spójności. I to chyba jedyny zarzut.

Gdybym mogła, jako czytelniczka i fanka cudnego motyla, podziękowałabym autorom za zastosowanie w opowieści czasu teraźniejszego. Przeszły zanadto by przytłaczał. Dzięki teraźniejszemu całość stała się lżejsza. Ania milczy. Ania gada. Śmieje się. Je. Jakby nadal tu była.

Po przeczytaniu książki czuję głęboki szacunek do dziennikarzy. Drzewiecki i Kubicki przypomnieli czym jest prawdziwe dziennikarstwo: rzetelne, bogate w fakty, oszczędne w oceny. Nie ulegli pokusom wycieczek w intymność. Nie szarpią za rękaw jej bliskich. Z kart przebija szacunek. Szacunek dla człowieka. Historii. Cierpienia. I tą swoją rzetelnością, umiarkowaniem i spokojem, dają potężnego prztyczka w nos tabloidowym hienom, które dręczyły Anię, gdy zabijała ją choroba, której boimy się wszyscy. Szacun, Panowie.


Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂