Zaznacz stronę

Plany na ten rok mam bogate. Jednym z nich jest rozprawienie się z mitami pokutującymi we mnie od dzieciństwa. Sprawdzę je przynajmniej i dowiem się, czy mają podstawy do wpędzania w doliny smutku i goryczy. Idziecie ze mną?

Najgorszy, najbardziej frustrujący i destrukcyjny mit?

Asia jest zdolna, ale leniwa. Asia ma słomiany zapał

Słyszałam to przez całą podstawówkę. Nawet na intensywnym zapierdolu, uważam się za leniwą. Poważnie. Z tym łączy się mit wiary w natchnienie. Całe życie marzyłam o byciu pisarką. I czekałam na to natchnienie, co spłynie na mnie i tak przytrzyma od pierwszej strony, do ostatniej. I tadam! Będzie debiut na NIKE. Pojęcia nie miałam o konstrukcji, warsztatach pisarskich, stypendiach… Zarabiałam na życie czymś innym, a o pisaniu marzyłam skrycie, wstydząc się tych marzeń, których pewnie nigdy nie spełnię, bo brak mi talentu, a nawet jeśli nie, to na pewno nie potrafię ciężko pracować. I nigdy nie doprowadzę niczego do końca, bo przecież mam słomiany zapał!

Przepowiednie te, a jakże, spełniały się oczywiście w pewnych kwestiach, a nawet jeśli nie, to ja i tak tego nie widziałam.

Widziałam tylko swoje lenistwo i słomiany zapał – przekleństwo i usprawiedliwienie.

I uwierzcie, że na krótko przed 40′, zrozumiałam, że talent mam wystarczający, a sukces jest raczej kwestią umiejętności i ciężkiej pracy, której niby się boję, a jednak ciągle wykonuję, tyle, że na zupełnie innych polach. (Choć w sumie to trochę rozumiem – posprzątaj dom przy radosnej trójeczce, a wieczorem i tak nie zobaczysz rezultatu. Wniosek? Przez cały dzień nic nie robiłaś…) Iskrę mam od zawsze. Rozpalam ją wrażliwością, której we mnie w nadmiarze (chce ktoś? Ja chwilami mam dość). W końcu ogarnęłam pewien zasób umiejętności. Teraz tylko usiąść i… tadam! Lock down, wakacje, nauka zdalna, ferie i troje dzieci przez miesiące od rana do wieczora 🙂 Nie mogłam się doczekać tego blue monday, kiedy zasiądę w pustym pokoju i popracuję bez rozpraszaczy.

No dobrze, żarty na bok.

Pierwszą książeczkę dla dzieci napisałam w dwa popołudnia. Drugą też.

Znalazłam w nich misję. Wydałam. Piszę kolejne. A każda ma budować w innych moc. We mnie przy okazji też. Wiem już, że najpierw trzeba zacząć, a natchnienie przyjdzie, bo stukot klawiatury je przyciąga. Wymaga więc regularnego kuszenia. Jeśli nie dziś, to jutro. Raz lepiej, raz gorzej. To, co gorzej, to s się zagryzie czekoladą, a potem poprawi. Obecnie walczę od kwietnia. Nie poddam się już, bo wiem, że prawda, którą wyznawałam przez większość życia, jest w istocie najpodlejszym z kłamstw – bo powtarzanym samej sobie. W tym roku obrócę dwa mity w proch i w pył. Mam nadzieję, przynajmniej 🙂 Bo wiecie: lock down, nauka zdalna, troje dzieci… Jeśli więc dołujesz się, że nic nie potrafisz i nic ci nie wychodzi… Zmądrzej szybciej, niż ja.

Podobno beznadziejnie śpiewałam – w domu miałam wręcz zakaz.

A śpiewać uwielbiałam. Urodziłam się zresztą w muzykującej rodzinie – jeden pradziadek: dyrygent, multiinstrumentalista, drugi – pięknie grał na skrzypcach. Akompaniowała mu prababcia – na pianinie. Ich córka, moja babcia Tereska,– sopran w chórze. Jej mąż – syn dyrygenta, a przy okazji mój ukochany dziadzio Edzio – fortepian, akordeon i śpiew. Wieczny śpiew. Rzadko biła od niego cisza. I tego podśpiewywania nauczyłam się od niego. Przy myciu naczyń, odkurzaniu, na spacerze. Śpiewałam więc w samotności, coraz trudniejsze teksty i melodie (Banaszak, Frąckowiak, Lipnicką, Geppert, Turnaua…), aż nagle po występie na karaoke usłyszałam:

– Asiu, nie wiedziałam, że ty potrafisz tak ładnie śpiewać.

A potem jeszcze kilka razy od różnych osób. Sama do końca jeszcze nie dowierzam, słyszę, kiedy głos drży i się łamie, ale za każdym razem czuję wdzięczność nie tylko do komplementujących, ale do tych, którzy muzykę wlali mi w krew, a ostatnio i do siebie. Bo przecież gdybym nie śpiewała… W planach mam lekcje śpiewu. Na szczęście dla nauczycieli, w odległych.

Podobnie jest z rysowaniem. Nie umiem.

I od dziecka nie rysuję. A skąd wiem? Od mamy.

Oj, brak zdolności manualnych, to ty masz po mnie.

A jak nie wierzyć mamie? Wierzyłam ślepo, jak w objawienie. Nie osobiste zresztą.
Znam pragnienie zatrzymania jakiegoś rysu, światła… Urodzenia kredką widziadeł z wyobraźni. Uderzają mnie kontrasty i detale. Potrafię docenić subtelność cieniowań. Mam fotografię, ale ona nie da mi wszystkiego. W głowę nie wejdzie. Zawsze bazgroliłam po marginesach – miałam fazę oczu, twarzy, abstrakcyjnych kompozycji. Uwielbiam kredki, mazaki, cienkopisy i trudno mi się powstrzymać od kupowania różnych dla dzieci, bratanicy (jak ta, skubana, rysuje! 11 lat i totalnie zawstydza ciocię!). Kilka lat temu kupiłam sobie spory zestaw kredek wraz z kolorowanką dla dorosłych. Zerkałam na nią czasami, ale nie ruszałam. Marzyłam tylko, że pewnego dnia to zrobię. I zazdrościłam innym talentu. A kredki oddałam dzieciom. Ostatnio znów spakowałam ją do torby. Na nasz świąteczno-noworoczny wyjazd na wieś. A że syn dostał fantastyczne kredki…

– No… Ładnie – powiedział K. A uwierzcie mi, że w jego ustach trudno o bardziej wylewny komplement.
– Koloruję chyba nie najgorzej. Żeby tak jeszcze umieć rysować… – westchnęłam.

A musicie wiedzieć, że mam wokół siebie talenty, jak się patrzy. Nie wiem, czy nadążę pisać książek, żeby mogły je ilustrować 🙂 Dziś więc, kiedy znów westchnęłam, że nie potrafię, stłumiłam odruch zadzwonienia do jednej z dwóch moich uzdolnionych Ań, by w dwie minuty zrobiła to za mnie. No, ale ona zajmuje się zawodowo kwestiami bezpieczeństwa i poniedziałek ma zapewne zarobiony.

Pojawiła się myśl.

Skoro blue monday,

a obrazek zobaczyłam w głowie po tym, jak bliska mi osoba z nerwobólem i po nieprzespanej nocy opowiadała mi o swej pustej połowie szklanki… Skoro nasza rozmowa pomogła jej zauważyć niebagatelną zawartość kropel w smętnym naczyniu dzisiejszego dnia… I to do tego stopnia, że po odłożeniu słuchawki w 30 minut załatwiła 3 dręczące ją sprawy. No to, skoro jej się udało, to może i mnie? Może nie najwyższych walorów, ale jeszcze nie do cna wyschnięta kropla potencjału przykleiła się do dna niedomytego naczynia? Pewnie, że nie zachwycę, ale może uda się przekazać myśl?

I wiem doskonale, że klasa rysunku dużo bardziej zabawna, niż pointa.

Widzicie szklankę? Łapiecie? Nie? No to mi smutno...

Mój pierwszy komiks, wykonany długopisem na świstku. Będę szczęśliwa, jeśli chociaż 50% odbiorców zrozumie, o co mi chodzi.

Ale narysowałam. I pokazuję. Bo zamierzam się uczyć rysowania. Za jakiś czas sobie porównamy. Nie, nie jestem za stara. Gońcie się 🙂 Kolejną frustrację zamienię na przyjemność.

Beblam tak o sobie nie po to, by się poużalać. Ani tym bardziej chwalić, bo póki co, nie ma czym. Raczej, by podkreślić, że w każdej chwili, w każdy poniedziałek, można obalić sobie jakiś szkodliwy mit. Bo to one przytłaczają błękit, szarością. A większość z nas ma ich urodzaj. Kłamstw, które stawiają limity i przesłaniają potencjał. Niechże ten blue monday stanie się dla nas dniem pogodnego nieba. Słońce masz w szklance. Nawet jeśli pełnej tylko do połowy 🙂

Jeśli zaś macie dzieci, naprawdę uważajcie, co mówicie do nich wy i co mówią inni. Bo kiedyś wam zaśpiewają i was zawstydzą. I to będzie ten lepszy wariant. Gorzej, jeśli wypełnione marzeniami, zgniją na tymczasowej posadzie, która stanie się wieczną. Jeśli młode czegoś pragnie, a nie wie, jak to zrobić, znajdźcie kogoś, kto pomoże mu wystrugać pierwszą wędkę.

Nie mamuś, nie mam żalu. Twoje pokolenie miało inaczej 🙂 Wszyscy gadaliście nam to, co Wam Wasi starzy. Kupuję Ci malowankę i kredki. Wiesz, jaka to frajda?

***

Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂

Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂