Zaznacz stronę

Chłopiec bardzo chciał zabrać do przedszkola nową piłkę. Dostał ją wczoraj od taty: niewielką piłeczkę wymalowaną we wzór kuli ziemskiej.

– Twój pierwszy globus – uśmiechnął się tata – Przyda ci się, gdy wreszcie skończę ten projekt i pojedziemy z naszą podróż.

Chłopca rozpierała radość.

Ta piłka to dowód na to, że tata naprawdę zamierza go zabrać. Że projekt w końcu się skończy i pojadą. Musi, koniecznie musi zabrać ją do zerówki i pokazać chłopakom. Może w końcu przestaną się śmiać. Uwierzą w podróż. Gdzie ona się… O! Jest tutaj, pod szafką.

– Co ty wyprawiasz? Wstawaj z tej podłogi! Spóźnię się przez ciebie do pracy! – zagrzmiał gdzieś w oddali gniewny głos taty. Zaraz do niego podejdzie, szybko się ubierze, tylko weźmie piłkę. Już prawie ją dotyka koniuszkami palców. Nagle czuje, że jakaś siła odrywa go od podłogi i unosi w górę, po czym prawie rzuca na podłogę.

– Masz problem ze słuchem, wstrętny gówniarzu? Spóźnię się przez ciebie! Ubieraj się, natychmiast!

– Ale tato, ja tyko…

– Wkładaj buty! – na poczerwieniałej twarzy taty maluje się furia. Zaciska usta w nerwowym grymasie. Dłonie zaciśnięte w pięści pulsują nerwowo.

Chłopiec wie, co to znaczy, ale tak bardzo chciałby wziąć piłkę. Żeby w końcu przestali się z niego śmiać. Żeby uwierzyli, że tata naprawdę chce go zabrać. I zabierze! Że to nie żadna bajka, żaden jego wymysł. Jednak między szafką pod którą utknęła upragniona zabawka, a nim stoi tata. I tej przeszkody nie da się ominąć. On nie chce zdenerwować taty. Choć tak bardzo pragnie wziąć piłkę… Opuszcza głowę i ramiona. Z oczu płynie jedna łza, potem druga. Z piersi wyrywa się szloch. I choć jego sześcioletni umysł wie, że powinien właśnie zakładać buty, emocje są silniejsze. Nie potrafi zapanować nad żalem. A potem nad strachem i dezorientacją, gdy kolejne szarpnięcie przewraca go na podłogę obok butów, a rozgniewany głos nad nim szaleje jak burza z piorunami.

Smutny i zapłakany wychodzi z mieszkania.

A w zasadzie przelatuje nad progiem, ciągnięty przez rozgniewanego tatę. Czeka w szarości jesiennego poranka, aż tata znajdzie klucze i zamknie dom, gdy nagle przed twarzą przelatuje mu smuga czerwieni. Chłopiec schyla się za nią. To liść! Przepiękny! Czerwono złoty. Upadł prosto na czubek jego buta. Podnosi go i ściska z nagłą otuchą. Piłkę weźmie jutro. A na swoje dzieci nigdy nie będzie tak krzyczał. Zrozumie, kiedy będą chciały zabrać zabawkę do przedszkola. Zrozumie, że to dla nich ważne. Podejmuje to postanowienie w przypływie determinacji, jaką dorośli mogliby wyśmiać jako naiwną.

Ale to jego postanowienie.

Kiedyś za 30 lat, kiedy już skończy studia i będzie miał własną żonę, dom i pracę, w pewien jesienny poranek będzie się spieszył na ważne spotkanie. Śledząc nerwowo upływ minut na zegarku, poczuje jak oblewa go fala gorąca. „Gdzie ten gówniarz?!” – pomyśli zdenerwowany o innym małym chłopcu, którego będzie miał odprowadzić do przedszkola. Pomyśli jeszcze, że przecież smarkacz dawno powinien tu być. I że przez niego spóźni się zaraz do pracy. Na fali złości zaciśnie pięści. Wrzaskiem wyrazi zniecierpliwienie i stres. Cały swój strach przed tym, że straci ważnego klienta. Pierwszego poważnego klienta w jego własnej firmie. Firmie, która jego rodzinie ma dać niezależność i bezpieczeństwo. I dzięki której on sam zabierze swojego synka w podróż, w którą kiedyś miał go zabrać jego ojciec (od lat nie mówi o nim „tata”). Miał, ale nigdy nie zabrał. Kiedy więc w progu pojawi się wreszcie malec i z opuszczonymi ramionami wyduka przez łzy, że nie może znaleźć samochodziku, poczuje, że nerwy dochodzą zenitu. Popchnie malucha w stronę butów i sięgnie na wieszak po jego kurtkę. Ale jego ręka zatrzyma się w pół drogi. Bo oto przez okno przedpokoju zobaczy, jak bladą szarość jesiennego poranka burzy wiatr, otrząsając z pobliskiego klonu lawinę złoto czerwonych liści. Kiedy się ocknie, zrozumie, że to, co go ściska za gardło to już nie złość. Odwróci się więc do własnego chłopca. Kucnie przy nim i otrze łzy z dziecięcych policzków. Ukradkiem otrze też własne.

– Kochanie, poszukamy auta razem, jak tylko wrócimy z przedszkola. I zrobimy dla niego garaż z pudełka. A wieczorem postawimy je tutaj razem z garażem na półeczce, żeby czekało na nas do rana i nigdzie się nie zagubiło przez noc. Jutro zabierzesz do przedszkola auto z garażem. A teraz chodź szybciutko, to pomyślimy po drodze, jak ten garaż miałby wyglądać, dobrze? – zagada lekko drżącym ze wzruszenia głosem i zawiąże z troską szalik na szczupłej szyjce.

Małe ciałko na jego szyi, uśmiech przez łzy.

A jego rozpiera radość, bo wie, że za kolejne 30 lat ten chłopiec będzie o nim myślał „mój tata”, a nie zimno „ojciec” jak on o swoim. Klientowi wytłumaczy spóźnienie mówiąc prawdę. I klient da intratne zlecenie człowiekowi, który przed ósmą rano potrafi dogadać się z kilkulatkiem. Następnego lata naprawdę pojadą w wymarzoną podróż. Stojąc z synem nad Wielkim Kanionem, postanowi, że każda wspólna chwila będzie najpiękniejszą podróżą. Choćby nie mieli już wytknąć nosa poza rodzinne miasteczko. Ta sama myśl wróci do niego wielokrotnie.
W najpiękniejszych miejscach świata.

Bo, wiecie, choć dzieciństwo nas programuje, dorosłość wręcza narzędzia i uprawnienia do zmiany kodu. I to od nas zależy każdy dzień. Od formuły jaką sami wpiszemy. Cudnego dnia nam wszystkim życzę :)

Prawa autorskie do ilustracji należą do MadalinCalita (Pixabay)

Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂