Zaznacz stronę
Nie bardzo nawet wiem jak i kiedy się to stało, ale to, co dziś można znaleźć na naszych talerzach różni się diametralnie od ich zawartości kilka lat temu. Niby są pierogi, ale jakieś inne, podobnie jak ciasta, zupy i gulasz. Jaki gulasz?

Na pewno jemy dużo zdrowiej

Sądzę, że przyczyniły się do tego teksty pisane niegdyś dla pewnego portalu. Wśród materiałów poradnikowych w rodzaju „jak kupować” znalazła się i kategoria spożywcza. Już od jakiegoś czasu czytałam zawartość etykiet na produktach spożywczych, gdy gdzieś podczas zakupów w hipermarkecie natrafiłam na niewielką książeczkę Katarzyny Bosackiej i Małgorzaty Kozłowskiej -Wojciechowskiej. Wówczas zaczęłam zwracać uwagę na rozmaite aspekty jedzenia: czytać, porównywać, poszukiwać wiedzy. Nie mogę powiedzieć, że o jedzeniu wiem wszystko, ale na pewno dużo więcej. Nawet w pracy zawodowej znajduję okazje, by dowiedzieć się więcej, choćby wymyślając takie tematy artykułów, które zmuszają mnie do poszukiwań informacji, ekspertów, zadawania pytań. Z każdej takiej „lekcji” zapamiętuję i zatrzymuję jedną lub dwie nauki, które wprowadzam do codziennego życia. Nie wystarczy przecież wiedzieć, by zdrowiej jeść i żyć. I tak oto z artykułów o rodzajach mąki, rybach, czekoladzie zostawało mi zawsze coś na talerzu. I zostaje po dziś.

Mąka mimochodem

Do każdego pieczonego ciasta (no, może poza biszkoptem, ale tego z założenia nie piekę specjalnie dużo), placków, naleśników, dodaję mąkę razową. Nawet pizza i pierogi są u mnie często choć w cząstce razowe. Czasem zamieniam trzecią część mąki, czasem nawet połowę. Niewielką część mąki zamieniam też na inne suche produkty zbożowe: otręby, zarodki pszenne, amarantus.

Cukier oszczędniej

Zmniejszam jego ilość w zasadzie we wszystkich przepisach, co wychodzi na ogół z pożytkiem nie tylko dla zdrowia, ale również dla smaku. Częściej stosujemy miód, syrop klonowy, cukier nierafinowany. Wykorzystuję słodycz rodzynek i owoców.

Ryby nie byle jakie

Kiedyś kojarzyły mi się z pracochłonnym i niezbyt zdrowym smażeniem. Dużo czasu i roboty, upaprane pryskającym tłuszczem płytki i smród utrzymujący się jeszcze kilka godzin po obiedzie. Dziś potrawę z ryby przygotowuję w 10 minut: na niewielkiej ilości dobrej jakości tłuszczu, z warzywami. Pyszną na dodatek. Wiem też jakie ryby jeść, jakich zaś unikać. Szczerze powiedziawszy, na naszym stole króluje pstrąg: smaczny, pod względem ilości cennych kwasów omega 3 dorównujący rybom morskim, a niektóre przewyższający. I wolny od zanieczyszczeń oraz toksyn właściwych np. rybom z bałtyku. Nie pogardzimy też łososiem i innymi gatunkami poławianymi w okolicach alaski. Pozostałe? Owszem, jednak znacznie rzadziej.

Warzywa do wszystkiego

Krótkie jarzynowe zupy, sosy, leczo… Nie pamiętam kiedy ostatnio zdarzyło mi się ugotować np. zwykły gulasz. Czasem próbuję, ale ręka sama dosypuje. Latem świeżych, zimą z własnoręcznie przygotowanych mrożonek. A repertuar w zamrażarce mamy bogaty: cukinia, patisony, bób, słodka kukurydza (bo po co kupować puszki), brokuł i kalafior, kalarepka, botwina, białe części pora, brukselka itp. W ubiegłym roku miałam nawet szparagi pokrojone na kawałki. Za to zimowe pomidory zamieniamy na przyrządzone latem sosy. Do kanapek zaś preferujemy kiszonki: ogórki, paprykę. Ostatnio dzieciaki na kanapki dostają kapustę kiszoną. I zjadają do ostatniego ździebełka!

Przyprawy naturalnie

Jeszcze kilka lat temu nie wyobrażałam sobie ugotowania rosołu bez kostki. Dziś nie wyobrażam sobie, że w ogóle miałabym ją kupić. Rosół gotuje się bardzo długo, na malutkim ogniu, z różnych gatunków mięs, z całym mnóstwem warzyw i lubczykiem. I jest obłędnie pyszny. Wyleciało z naszej kuchni większość gotowych przypraw. Wyjątek stanowią mieszanki do grilla i z rzadka kupowane inne mieszanki ziół, pozbawione jednak glutaminianu monosodowego i innych „uszlachetniaczy”. I wszystko stało się smaczniejsze.

Tłuszcze z dylematem

Tutaj ciągle mam pewien problem. Wynikający ze sporu naukowców i chyba trochę ograniczonego zaufania do przekazów medialnych. Staram się używać w kuchni tłuszczów dobrej jakości, zgodnie z ich przeznaczeniem i raczej w nieprzesadnych ilościach. Z umiarem. Chleb smaruję masłem, ale cienko. Unikam smażenia na głębokim tłuszczu. Do smażenia mam rafinowany olej rzepakowy, a także tłuszcze nasycone o wysokiej temperaturze dymienia: masło klarowane, czasem smalec. Smalec? Ano tak, bo jakoś uwierzyłam wynikom badań mówiących, że nasycony kwas stearynowy, którego w smalcu mnóstwo, obniża poziom cholesterolu we krwi. A i na punkcie samego cholesterolu nie mam histerii.

Do sałatek mamy oliwę i tenże sam olej rzepakowy. Powinnam tu może napisać o oleju lnianym itp., ale… nie napiszę, bo nie używam. Choć butelka stoi w lodówce i traci ważność. Chciałabym ją zużyć, ale może muszę jeszcze do niego dojrzeć. I znaleźć praktyczne zastosowanie, które przyjmie się w mojej rodzinie. Nic na siłę.
Nie uświadczyć za to w mojej kuchni margaryn. Hołduję zasadzie, że najlepsze i najzdrowsze jest to, co najbliższe natury, a zarazem najprostsze. Margaryny jakoś mi tu nie pasują. Nawet te, które powstają w procesach mniej szkodliwych niż uwodornienie i – niby- nie ociekają szkodliwymi tłuszczami trans.

Mięsa wybiórczo

Pamiętam czasy smalcu ze skwarkami i zamrażarki zapchanej wieprzowiną. Nie żal mi jakoś, że minęły. Mięsa ogólnie jemy znacznie mniej. Pojawia się wędlina do śniadania. Jest mielone w bolognese, ale…

  • Wolę kupić mniej, lepszej jakości i zdrowszego mięsa, a zmniejszenie mięsnej masy w porcji rekompensuję kaszą i warzywami.
  • Częściej pojawia się wołowina, czy indyk niż wieprzowina.
  • Znacznie częściej mięso = ryba. Zdarza się już, że na targu więcej wydaję w sklepie rybnym niż mięsnym.
  • Zamiast zbezczeszczonego chemią pokarmu z hipermarketów, kupujemy porządne wędliny i mięsa z lokalnej masarni: z przyprawami, ale bez nadmiaru konserwantów. I jeszcze raz: mniej, bo najbardziej na świecie nie lubię wyrzucać mięsa.
  • Lubimy kurczaki, ale… tylko od babci! Kiedy kochana teściowa z poświęceniem oskubie dla mnie (wiem, brzmi strasznie) kurczaka, mam pewność, że daję dzieciom naprawdę wartościowy, wysokiej jakości posiłek. Zostawiam go na obiady weekendowe, kiedy dzieci na pewno jedzą z nami.

Kasze do wszystkiego

Niegdyś tylko gryczana i kuskus. Dziś króluje jaglana, której osobiście nie jestem fanatyczną wielbicielką dla jej walorów smakowych. Ale to, co ma w środku… Nauczyłam się jej używać. Zagęszcza zupy. Robi nam słodycze. Zamiast bułki tartej trafia do środka pulpetów i kotletów mielonych, a nawet sama bywa kotletami. Musiałam się z nią oswoić. Dziś już jesteśmy zakumplowane.

Wszystko szybciej i łatwiej

Nie spędzam godzin na gotowaniu, bo po prostu nie mam na to czasu. Stworzyłam sobie za to bazę kilku podstawowych dań które w różnych wersjach przygotowuję niespełna pół godziny.

Wiem, że jeszcze sporo powinniśmy zmienić i wciąż czuję niedosyt, ale też odrobinę satysfakcji, kiedy widzę, jak moje dzieciaki zajadają razowe penne ze szpinakiem, pełnoziarniste pieczywo i pełne warzyw zapiekanki z kaszy jaglanej. I wiecie co? Jakoś z lżejszym sumieniem karmię dzieciaki pizzą na mieście i czekoladkami, gdy wiem, że na co dzień jadają zdrowo. Co więcej: gdy znaleźć najlepszy dla siebie sposób, to wcale nie jest trudne 🙂


Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂