Zaznacz stronę

Niczego więcej z Babunią nie ugotuję i nijak mi już nie utrze nosa. Ale to wspomnienie wraca przy każdym roztłukiwanym w mojej kuchni jajku…

Tydzień przed świętami urwałam się z pracy na przedostatni w tym roku urlop z intencją zamknięcia się w babcinej kuchni i poświęceniu siekaniu, mieleniu, smażeniu, wyrabianiu i tym podobnym porywającym zajęciom. Ale nie z moją Babcią takie numery.

Od pięciu lat bez mała obiecuje zbolałym nieco głosem:

– W tym roku już świąt nie robię. Dam dzieciom kieszonkowe i tyle. Nie mam już siły.

Na początku nawet dawałam się na to nabrać. W tym roku też prawie się dałam, bo ma prawo być zmęczona po wylewie Dziadka, z jej problemami zdrowotnymi… Dlatego zaplanowałam sobie ten urlop. Żeby upiec i ugotować co się da. Niewiele się jednak dało, choć wigilię podjęła się urządzić u siebie moja mama.

W pewien pochmurny, a może i słoneczny piątek w drugiej połowie listopada zapytałam moją Terenię:

– Babciu, czy to nie czas nastawić ciasto na piernik? Może przyjdę do Ciebie w niedzielę, powiesz mi co i jak i zagniotę?

– Ależ skąd Asieńko, na piernik to jeszcze mnóstwo czasu jest! Wcale nie trzeba teraz – zapewniła energicznie – Jeszcze nie, nie musisz przychodzić.

– Jesteś pewna? – upewniłam się

– Tak, oczywiście.

Wpadam do dziadków we wtorek po pracy, a tam charakterystyczny kamienny garczek pod ściereczką

– Co ty? Nastawiłaś ciasto na piernik? – zapytałam z bezbrzeżnym zdumieniem, choć w zasadzie nie powinno mnie to specjalnie dziwić.

– No tak, Asiu. Przecież to już najwyższa pora. Nie mógł dłużej czekać.zdziwienie w jej głosie przebija moje. Jak ja mogę zadawać tak głupie pytania?

No tak.

Sernik babcia musi zrobić sama, bo tylko ona wie, jaki dziadkowi smakuje. Podobnie jest z rybą po grecku, sałatką, barszczem i uszkami. Zbyt grubego ciasta, to dziadek na pewno by nie zjadł. I nie ma tu najmniejszego znaczenia, że robię z nią te pierogi i uszka od lat i wiem jakiej grubości powinno być ciasto – dokładnie takie, żeby uszka i pierogi rozwalały się przy gotowaniu na zbyt dużym ogniu.

– No, moja droga. Pierogów i uszek nie gotuje się na dużym ogniu, tylko małym. W kuchni pośpiech jest niewskazany. Nigdy nie nauczysz się dobrze gotować, jeśli będziesz się ciągle spieszyć. – umoralnia mnie przy każdej kuchennej okazji. Co nie zmienia faktu, że ja i tak wiecznie się spieszę, bo najzwyczajniej leży to w mojej naturze. A Ukochanemu i tak smakuje wszystko, co gotuję i kiedy pytam, przekomarzając się, czy jest ze mną wyłącznie dla seksu, odpowiada

– No, nie… jeszcze dobrze gotujesz.

Oczywiście w starciu z Babcią nie mam najmniejszych szans na rację. Najbardziej spektakularnie tę swoją „rację” wykazała w trzeciej klasie ogólniaka. Mojego, nie jej. Na jakąś wigilię klasową miałam upiec piernik. Upiekłam, ale okazał się być jednym z tych, co to muszą „poleżeć” parę dni, żeby zmięknąć. Twardy jak decha, jednym zdaniem. A wigilia nazajutrz. Babcia przyszła wtedy z odsieczą

– Przyjdź do mnie, to upieczemy wspólnie taki piernik, który będziesz mogła jutro zanieść. Szybki, łatwy i mięciutki.

Przyszłam.

– Przygotuj wszystkie składniki. Mąka, soda, kakao, przyprawa korzenna, jajka… Tak, teraz będziemy je po kolei łączyć – komenderowała – złóż mikser z tymi końcówkami to mieszania i po kolei… tak, teraz jajka. Co ty robisz, nie możesz wbijać jajek bezpośrednio do miski z innymi składnikami – wyrwała mi jajo z ręki i wyciągnęła z szafki miseczkę – powinnaś wbijać je po kolei do miseczki i po jednym dodawać do masy. A co. Jeśli jedno z nich okaże się być zbu… zbuuuk! Eda! – wrzasnęła, wpatrując się w jajo z przerażeniem – Eeeeda! Zbuk! Wyrzucić go trzeba! Szybko!

Zaczęło się zamieszanie. Dziadek chwycił jajko na szufelkę i dawaj z nim do toalety. Nauka praktyczna? Zbuk nie daje się spuścić z wodą. Nie pomogło kilkukrotne spłukiwanie. Z rur w kanalizę poleciała mała Niagara, a jajo kołysało się dumnie na powierzchni, niczym zbłąkany łabędź na morskim oku. Nie było rady, trzeba było je wyłowić i biegiem nieść na dwór. Bohaterskiego tego czynu dokonał Dziadek. Ja nie mogłam. Nie mogłam się wyprostować. Ze śmiechu. Nauczka na całe życie. Nie warto podejmować prób odbierania Babci racji. Szkoda jajek.

Dlatego bez dyskusji dałam się sprowadzić do roli kuchcika, czy raczej pomocy kuchennej. Bez dyskusji. Dziś jadę pomóc mamie, to się bardziej kulinarnie wyżyję.


Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂