Zaznacz stronę

Zapalenie zatok to nic fajnego. Zapalenie zatok w ciąży, to już udręka. Kiedy dopada pierwszy raz, to ogromne szanse na to, że już nigdy katar nie będzie po prostu katarem. I ja znów borykam się z problemem, który daje się we znaki sporej ilości rodaków. Na szczęście wiem już jak sobie radzić. Opowiem Wam jak doszłam do tej wiedzy.

Ten tekst jest dość długi. Jeśli chcesz od razu trafić do metod leczenia, zejdź do dwóch ostatnich akapitów.

Znasz taki „katarek”?

Jeśli myślisz, że dwutygodniowy katar to przekleństwo i kara za grzechy jeszcze z poprzedniego życia, to wyobraź sobie, że trwa on tych tygodni kilkanaście. Gęsty, ropny, uporczywy. Permanentnie zatkany nos, skóra zdarta od chusteczki i śluzówka przesuszona do tego stopnia, że każdy oddech przypomina ci gmeranie w nosie kawałkiem druta kolczastego. Nagle uświadamiasz sobie, że totalnie uzależniłaś się od kropli do nosa i buteleczka, która kiedyś stała w szafce miesiącami, nagle znika w ciągu niespełna tygodnia.

Próba umycia włosów nad wanną powoduje taki ból i zawroty głowy, że wolisz po raz kolejny użyć suchego szamponu i związać włosy gumką. Nie mówiąc o jakichkolwiek ćwiczeniach (wiesz: skłony, leżenie na macie), czy choćby o zawiązaniu butów. Jeśli doskonale wiesz o czym piszę, to znaczy, że choć raz w życiu miałaś zapalenie zatok. A jeśli miałaś raz, to prędzej, czy później będzie kolejny. W naszym klimacie raczej prędzej.

Mnie dopadło w drugiej ciąży

I skutecznie zabiło niemal całą radość oczekiwania na upragnioną córeczkę. Jak się cieszyć, gdy przez ponad połowę czasu trwania ciąży, ciągle byłam chora? Zaczęło się w październiku, a skończyło na początku marca, czyli kilka dni przed porodem. A i tak akcję porodową zaczęłam od zaaplikowania kropli do nosa, bo inaczej nie dałabym rady oddychać.
Trzykrotnie zażywałam antybiotyk. Snułam się po chacie z włosami, na których pączki można było smażyć. Wystawały smętnie spod szala, którym miałam obwiązaną głowę we dnie w i nocy. Bóle głowy i gorączka nawracały regularnie. Straciłam węch. Totalnie. Nie czułam kompletnie nic. A w ślad za utratą węchu, zniknął apetyt. W końcu nie byłam w stanie zmuszać się do jedzenia. A byłam w ciąży! Dziecko przestało rosnąć i zgarnęłam opeer od ginekologa, więc jadłam cokolwiek, choć rosło w gardle. Rozkosz. I nie było lekarza, który by mi skutecznie pomógł. No bo jak pomóc ciężarnej? Wszyscy patrzyli na mój brzuch i rozkładali ręce.

Jak leczyć zapalenie zatok w ciąży?

A ja próbowałam wszelkich możliwych domowych sposobów. Prawie zamieszkałam w kuchni na krześle z głową między parującym garnkiem i ręcznikiem. A w garnku cuda: tymianek, majeranek, szałwia, sól bocheńska, olejek lawendowy, a nawet miętowy, choć w ciąży niby nie wolno.

Wodę morską, to już prawie na wielopaki w aptece internetowej kupowałam. Witaminki, srinki, pierdzinki. I soczki wyrobu własnego wakacyjnego. Potem steryd. Jak już do wszystkiego dołączyła gorączka, to doktorka rodzinna obdarowała mnie receptą na antybiotyk. Za pierwszym razem nie podziałało. No to następna recepta na silniejszą dawkę. Kolejne dwa tygodnie kuracji, dwa tygodnie w domu z soczkami i probiotykiem i… łał! Lepiej. A nawet całkiem dobrze. No to po tych dwóch tygodniach, mąż nieśmiało prosi:
– Skoro czujesz się już dobrze, to może zawiozłabyś mnie na imprezę?
Spoko luz. Zawiozłam. Otuliłam się najpierw trzema szalikami tak, że wystawały mi spod nich dwa czubki – nosa i czapki. Wyszłam z domu. Wsiadłam do auta. Zawiozłam go. Wróciłam. Weszłam do domu. Położyłam się spać. Obudziłam się już z zatkanym na zielono nosem i gorączką. No to kolejny antybiotyk. Pióra mi opadły.

Laryngolog w szpitalu powiedział:

– Może spróbuje pani płukania? Gdybyśmy mieli panią na oddziale, to i tak byśmy tylko płukali.
Zbiegło się to akurat z naszą wizytą u znajomych, którzy znali ten problem z autopsji. I znów usłyszałam o płukaniu. Kupiłam więc odpowiedni zestaw i zaczęłam płukać. O żesz ja ciebie! Że ja się nie utopiłam przy pierwszym razie, to cud. A ja z tych, co żabką pływają z głową nad wodą, bo panicznie się od zawsze boję wody w nosie. Ale poszło. Dziś robię to już niemal odruchowo. Ale przez pierwsze 80 płukań miałam stres.
Płukanie jednak nie wystarczyło. Było lepiej, ale… hmm… nie do końca? Następnej zimy, już po ciąży zaczęłam chodzić na fizjoterapię, przepisaną przez ortopedę. Między innymi na magnetronic. Zabiegi dotyczyły kręgów szyjnych. Ja znów zasmarkana. Fizjoterapeutka pewnego dnia powiedziała:

– Ustawię to pani tak, żeby działało też na zatoki.
– A to pomoże?! – wykrzyknęłam z bezbrzeżnym zdumieniem i rodzącą się nadzieją.
– Trochę powinno pomóc.
– A macie tu coś, co pomaga bardziej? – dociekałam.
– Mamy. Najbardziej to sollux czerwony.

Co pomaga mi na zatoki?

Dziś, gdy czuję charakterystyczne objawy, po pierwsze, wiem, że mam przesrane. Wiem też jednak, że stopień przesrania można zredukować, od razu podejmując stosowne działania. Nie będę się wymądrzać, że sport, sen i zdrowa dieta, bo to z jednej strony oczywiste. Z drugiej zaś… każdemu zdarzają się gorsze chwile. A jeśli kiedykolwiek dopadło cię zapalenie zatok, to niestety, czasem wystarczy, że wyleziesz na wiatr i pozamiatane.

Mój podstawowy pakiet zatokowy obejmuje trzy elementy: zestaw do irygacji, lampę i szalik. Staram się zatoki płukać dwa razy dziennie. Rano i wieczorem. Zaraz potem odpalam lampkę sollux, która z mocą 100 W rozgrzewa i osusza świeżo wypłukane zatoki. Siedzę z nią min. 10 minut. Czasem dłużej – aż poczuję, że wydzielina zaczyna spływać po ściance gardła. (Wiem, obrzydliwie to zabrzmiało, ale naprawdę nie wiem jak ująć to lepiej. Brr)
Nie codziennie udaje mi się zastosować pełen zestaw, bo płukanie zatok należy przeprowadzić najpóźniej na dwie godziny przed pójściem spać. Z kolei po obu zabiegach nie należy wychodzić z domu co najmniej przez dwie godziny. To bardzo ważne, bo można narobić sobie jeszcze gorszego bałaganu. Największe znaczenie zaś ma od jesieni, po wczesną wiosnę. Ostatni element to szalik, którym po lampie obwiązuję sobie głowę, a dokładniej czoło. Na ok. godzinę. Wyglądam wtedy tak niesłychanie seksi, że się dziwię trochę, że mój mąż nie znalazł sobie jeszcze kochanki. Albo nadal go tak pociągam, albo przy trojgu potomstwa nie ma czasu na szukanie 🙂

Zestaw podstawowy wzbogacam często o ciepłą parówkę z majerankiem i solą (kamienną, bocheńską, iwonicką). Wciskam ją między płukanie zatok, a sollux. Kwadransik pod ręcznikiem. Cudnie odtyka również dobrej jakości olejek miętowy, stosowany zamiast kropli do nosa. Podtykam buteleczkę pod nos i wącham, a w zatokach aż bulgocze. Piję też olejek pichtowy, ale to już nie w ciąży. I to na ogół działa!

Kiedy jednak medycyna naturalna nie daje rady, sięgam po sterydy do nosa (na receptę). Jeśli już naprawdę wszystko zawodzi (a na szczęście dzieje się tak niezwykle rzadko), proszę lekarza o antybiotyk. I tutaj niezwykle istotne jest dopasowanie dawki i czas przyjmowania – co najmniej 14 dni. Kiedy przyjmowałam amoksycyklinę w dawce 0,5 mg, nie zadziałało. Minimalna dawka dla mnie to 1 mg, zażywany przez 14 dni. A potem czapka 🙂

Pamiętaj o nawilżaniu!

Na koniec jeszcze jedna złota zasada, ważna nawet przy zwykłym katarze: regularne nawilżanie powietrza w domu. Przez cały sezon grzewczy, nawilżacz powietrza, to najbardziej zarobione urządzenie w naszym domu. I uwierzcie mi – naprawdę ma ogromny wpływ na samopoczucie. Szczególnie na zdrowie dróg oddechowych. Lepiej się śpi. Bardziej wypoczywa. I z łóżka też się wstaje zdecydowanie łatwiej. Szczególnie, kiedy mąż zapala górne światło o 6.30 i mówi:
– Wstawaj, pomożesz mi ubrać tałatajstwo. Ale już!

Dzięki temu kończę ten tekst przed ósmą rano, z wypłukanymi i wygrzanymi zatokami. Ale nie pokażę jak wyglądam z szalikiem na głowie…

Właścicielem praw autorskich do ilustracji jest Geralt (Pixabay.com)

Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂