Zaznacz stronę

W polskim systemie ochrony zdrowia o wiele spraw można by się przyczepić: kolejki do specjalistów, przepełnione sale w szpitalach i zatłoczone korytarze w przychodniach. Niedouczonych lekarzy. Przemęczonych lekarzy. Lekarzy wyładowujących frustrację na pacjentach. Ale to jest jedna ze spraw, które wkurzają mnie wyjątkowo.

Mógłby ktoś powiedzieć: nie czepiaj się. Inni mają gorzej. W takiej Anglii na przykład. A w Stanach, muszą wykupować drogie ubezpieczenia, na które wielu nie stać. A ty masz bezpłatnie. Nie biadol Novelka, bo grzeszysz. Z byle katarkiem możesz iść do rodzinnego i może się nawet zdarzy, że dostaniesz się po zaledwie godzinie siedzenia w poczekalni. W lipcu na przykład może się udać. Niby tak, ale ja żyję w Polsce, a bezpłatną służbę zdrowia mam zapisaną w Konstytucji. W artykule 68 dokładnie, który w punkcie drugim stanowi:

Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa.

A wcale ten dostęp nie jest taki równy

I dodatkowo wcale nie jest ta opieka taka bezpłatna, bo co miesiąc płacimy na nią niemałe pieniądze. Prywatne ubezpieczenie miałabym za te kwoty jak się patrzy. A jest jak jest.

I tak bardzo często korzystamy z wizyt prywatnych u specjalistów. Bo na NFZ czekać by trzeba miesiące, a w skrajnych wypadkach lata. Często trzeba też w poszukiwaniu lekarza przemierzać kraj. W takiej Zielonej Górze na przykład mamy spore niedobory w tym zakresie. Na przykład dobrych endokrynologów tu jak na lekarstwo. Laryngologów. Ze specjalistami chorób wewnętrznych też różnie bywa. A to miasto wojewódzkie przecież. Co mają powiedzieć mieszkańcy mniejszych miejscowości? Niewielkie mają szanse nieraz na leczenie, nawet w najbliższym mieście. Czasem w poszukiwaniu pomocy przemierzać trzeba trasy przekraczające 100 km. I to jest równość?

W praktyce wygląda to często tak

Źle się czujesz. Coś gdzieś pobolewa, ale lekceważysz trochę. Bo jak pójdziesz do lekarza z takim pobolewaniem, np. żołądka, to możesz dostać ranigast. Wiem, co piszę, bo kiedy bliska mi osoba z narastającymi problemami z przełykaniem szukała pomocy, jedna lekarka POZ przepisała chlorchinaldin, a druga … hydroksyzynę. Jak się domyślacie, przyczyna leżała gdzie indziej. Ale kiedy zdiagnozowano wreszcie gruźlicę jelit z zapaleniem układu pokarmowego, na leczenie było już za późno. Chlorchinaldin nie pomógł.
Powiedzmy, że jednak już swoje wychodzisz, albo masz dobrego i troskliwego lekarza rodzinnego, który od razu zleci niezbędne badania i wystawi skierowanie do specjalisty. Ja takiego na szczęście mam. Ale czy to wystarczy? Podstawowe badania mogą nic specjalnego nie wykazać. Do specjalisty kolejka na siedem miesięcy. Ty czujesz się jednak coraz gorzej. Postanawiasz więc umówić się na wizytę prywatną. Jeśli trafisz na dobrego specjalistę, będzie wiedział z czym twoje objawy skojarzyć i na jakie badania cię wysłać. I tu przechodzimy do sedna niniejszego postu, czyli

sprawy, która naprawdę mocno mnie wkurza.

Nie dość, że za wizytę u specjalisty musiałeś zapłacić. Nie dość, że być może, musiałeś dojechać na nią kilkadziesiąt, a może kilkaset kilometrów. To nic, że nie skorzystałeś z publicznej służby zdrowia, bo może byś nie dożył terminu wizyty. Skoro już się wyrwałaś przed szereg, to teraz musisz ponieść wszelkie tego konsekwencje. A przede wszystkim tę, że od teraz wszystkie badania opłacasz samodzielnie. Bo lekarz na wizycie prywatnej może wystawić skierowanie na badania, ale jedynie prywatne. Za USG, TK, a nawet głupią morfologię zapłacisz osobiście. Zachciało ci się fanaberii? To teraz masz! Nie stać cię? Wracaj w ogonek, albo załatwiaj po znajomości.

Dotyczy to też ciężarnych

Ciężarnych, którym przecież, obok dzieci i osób w podeszłym wieku, konstytucja zapewnia „szczególną” opiekę. Wiele ciężarnych do ginekologa chodzi prywatnie. Ja też chodziłam. Moja fanaberia? Gdybym nie wybrała się do doświadczonych specjalistów, być może wysypiałabym się właśnie do woli, jako bezdzietna. Bo ginekolog w przychodni na nieśmiałe moje zagajenie, że chciałabym się przygotować do ciąży, przepisał duphaston i kazał przyjść po wakacjach. Jeśli się nie uda. Czyli po trzech miesiącach zażywania obciążającego gospodarkę hormonalną leku. Bez żadnych badań. O badaniu USG nawet się nie zająknął. A, jak się później okazało, ja mam zespół policystycznych jajników, więc ten duphaston to sobie w bardzo określoną część ciała mogę wsadzić. Pełną diagnostykę w ciągu tych czterech lat starania się o pierwsze dziecko, opłaciłam z własnej kieszeni. A kiedy zaszłam w ciążę, na badania zalecane ciężarnym wydałam w każdej ciąży blisko tysiąc złotych. W ciąży byłam cztery razy. Tylko w tej pierwszej, poronionej, zdążyłam zrobić pakiet z pierwszego trymestru za jakieś 400 zł.

Mnie było na to stać

Choć nie powiem, że wydatek był zupełnie obojętny dla naszego budżetu. Ale jakże wiele kobiet znajduje się w gorszej sytuacji niż ja. Latami nie mogą zajść w ciążę. Kiedy więc w końcu uciułają na terapię u dobrego specjalisty, albo muszą chodzić do niego już w ciąży, bo ta jest problematyczna, przenoszenie na nie pełnej odpłatności za badania jest po prostu nie fair.

Podobnie jak na emerytów,

którzy na czekanie w publicznych ogonkach niekiedy już nie mają czasu. Życia może im nie wystarczyć. Myślicie, że łatwo wydawać na specjalistów z polskiej emerytury? Czasem nie ma wyjścia. Tyle, że jak już uciułasz emerycie te 200 zł, to licz się z dodatkowym zerem, żeby wykonać wszystkie zalecone badania.

I właśnie to wkurza mnie najbardziej. I coraz poważniej zastanawiam się nad wykupieniem prywatnego pakietu medycznego. Bo tylko w taki sposób można wziąć sprawy we własne ręce. Sam zdrowy tryb życia może nie wystarczyć. Może powinnam była pomyśleć o tym wcześniej.

Drogie Władze Naszego Pięknego Kraju!

Ja chętnie zamienię 500+, na sprawny system opieki zdrowotnej dla wszystkich. Bo to tego potrzebujemy: długofalowych, mądrych rozwiązań. Bierzcie kasę i działajcie. To młodzi lekarze też wam nie będą strajkować.

 


Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂