Zaznacz stronę
Borysowi umknął dzień. Gdzie był i co robił w czasie, gdy szukała go matka, pół akademika i policja? Tego nie wie nawet on sam. Ale wie co to może oznaczać. Tymczasem Naprawca próbuje znaleźć przyczynę usterki. Usterki, która 66 lat temu spowodowała wyginięcia dinozaurów. I która dziś może wyrwać z czasu Borysa…

Nie czytałeś części pierwszej? Znajdziesz ją tutaj.

Pędzik mknął co sił w małych nóżkach.

Towarzyszył mu Naprawca. Zdumiony i zaniepokojony Naprawca. Skrzacik znalazł go nad strumieniem, gdzie oddawał się ulubionej rozrywce, czyli udawaniu, że łowi ryby. Trzymał w dłoniach wędkę z żyłką, ale bez haczyka. Siedział na starym, omszałym pniu, od czasu do czasu zarzucał wędkę i słuchał jak płynie czas. Uwielbiał to. Nie ma bardziej harmonijnego i subtelnego dźwięku na świecie. Ulubioną rozrywkę przerwał mu Pędzik, który przybył z nagłym wezwaniem od Ojca. Dziwne. Poza zwyczajowymi konserwacjami sprzętu raz na sto lat, w zasadzie nie bywa w Zamku Czasu. Nie ma takiej potrzeby. Ostatni raz wzywano go 66 milionów lat temu… Przyspieszył.

***
Siedzę z Majakiem na ławce i słucham co do mnie mówi.

Słucham, ale z każdą minutą rozumiem coraz mniej. O ile w ogóle może być tu mowa o jakimkolwiek zrozumieniu. Egzamin, który chciałem zdawać dzisiaj, odbył się już wczoraj. Bez mojego udziału. Nie pojawiłem się też na wieczornym spotkaniu z Alicją. A o tym, że nie ma mnie w pokoju poinformowała wszystkich moja mama, która – postanowiwszy uczynić mi niespodziankę – przyjechała przed południem z moim ulubionym ciastem niedzielnym. Portier ją zna, więc dostała klucz zapasowy. Spędziła w moim pokoju prawie cały dzień, z nudów zapewne myjąc naczynia i układając stertę walających się wszędzie ciuchów. Bardzo chciałbym w to nie wierzyć, ale coś mi mówi, że to nie ściema. Po pierwsze – pomyte gary widziałem na własne oczy. Po drugie zaś… drobniejsze nieco incydenty tego rodzaju zdarzyły mi się w ostatnich dniach parokrotnie. Usiadłem na chwilę z książką w parku, a potem raptem okazało się, że spędziłem tam pół dnia. Przegapiłem przy tym kolokwium u Celkiewiczowej. Albo niedzielny poranny jogging rozciągnął mi się na cały dzień. Wybiegłem rano, a wróciłem wieczorem. Jakim cudem nie zauważyłem upływu czasu, a przede wszystkim, jak udało mi się biegać tak długo? Może i jestem w niezłej formie ale do ultra-maratończyka, to mi daleko. Mam dość. Podnoszę się i klepię Majaka w plecy.
– Dzięki stary, ale to chyba dla mnie zbyt wiele. Muszę teraz wrócić do domu i spróbować jakoś to wszystko ogarnąć. A przede wszystkim zadzwonić do mamy. Ona się teraz na pewno zamartwia…
– A możesz mi powiedzieć, co się z tobą działo?
– Nie wiem. Nie mam pojęcia. Dla mnie wczoraj jest właśnie dziś. Wyszedłem razem z tobą od Pięty, wróciłem do pokoju, zżarłem resztki zimnej pizzy i zabrałem się za ostatnią powtórkę. Siedziałem do trzeciej, obudziłem się przed siódmą i wyszedłem pobiegać przed egzaminem. Głowę dałbym sobie uciąć, że nie wychodziłem z pokoju, ale mama chyba by mnie zauważyła, więc…
– Nie tylko mama. Wszyscy tam byliśmy, włącznie z policją.
– No więc właśnie… Muszę wrócić jakoś to ogarnąć… Nic nie rozumiem… Kurwa! Kurwa!
– Chodź. I faktycznie zadzwoń do matki – tym razem to Majak klepie mnie po plecach.

Smętnie, ze zwieszoną głową wracam do akademika.

Krzepi nieco milczące towarzystwo Majaka, który od czasu do czasu rzuca mi zaciekawione, a może i zatroskane spojrzenia.
I już nie dziwi nawet mina pani Ani z kiosku. Rozumiem też teraz poranną konsternację portiera.
W drzwiach akademika natykamy się na Alicję:
– Borys?!
– Ala…
– Nie wierzyłam portierowi, kiedy mówił, że widział jak wychodziłeś w dresie do parku, ale teraz…
Odwraca się i szybko odchodzi w kierunku uczelni.
– Alaaa! – próbuję za nią biec, chwycić ją za ramię, choć właściwie nie wiem po co. Co ja jej powiem? Zatrzymuje się gwałtownie, odwraca w moją stronę i wyciąga przed siebie obie ręce. Jej otwarte dłonie, jej zaciśnięte usta, wściekłość w oczach zatrzymują mnie w biegu. Staję więc. A ona odwraca się i odchodzi spiesznym krokiem.
Ponownie spuszczam głowę i wlokę się do akademika. Dosłownie, powłóczę nogami. I tym, co mnie najbardziej dobija nie jest niezrozumienie. Bo ja zrozumiałem. Zrozumiałem już w parku. Bez żadnych wątpliwości pojąłem, że zaczęło się to, co zdarzyć się musiało. Choć powinno dopiero za wiele lat. W pokoju, biorę do ręki telefon i wybieram numer:
– Mamo… To ja.

***
Naprawca pochylony nad mechanizmem przyglądał się uważnie setkom milionów kółek zębatych.

Przeglądał je skrupulatnie, jedno po drugim. Malutkie ząbki przesuwały się z cichym szmerem. Niektóre poczerniałe ze starości, inne wręcz przeciwnie – błyszczały aż nowością. Wiele też nosiło ślady umiarkowanego zużycia. Przedziwna to była machina. Prastary mechanizm, wyglądał trochę jak hologram. Gdy najstarsze kółka rozsypywały się znienacka w drobny pył, te które się z nimi zazębiały, pozostawały na miejscu i kręciły się dalej. Gdzieniegdzie pojawiały się nagle nowe, czyściutkie, srebrzyste, choć patrząc na całość wydawałoby się, że szpilki nie ma gdzie wścibić. A mimo to setki tysięcy kółeczek znikało i pojawiało się w każdej sekundzie. Jakim cudem można znaleźć usterkę w takim dziwie? Jedyną istotą we wszystkich światach, która może tego dokonać jest właśnie Naprawca. Tylko jego bystre oko potrafi wyłowić minimalne drgania w płynnym ruchu kółek zębatych. Tylko jego wprawne ucho jest w stanie usłyszeć najcichszy nawet nietypowy dźwięk w jednostajnym rytmicznym szumie.
– Znalazłem – zawołał do stojącego za jego plecami Ojca. Sędziwy Czas zaprzestał szarpania długiej siwej brody i szybko przemierzył dzielące ich parę kroków. Pochylił się nad Naprawcą.
– Tutaj, w głębi jest kółeczko z ukruszonym ząbkiem. Zachowuje się przez to gorzej, niż bardzo stare. Ukruszony ząbek przeskakuje i zaburza działanie całości – wytłumaczył w skrócie Naprawca.
– Czy to bardzo groźne?
– Trudno powiedzieć. – Naprawca wzruszył ramionami – Nigdy dotąd nic takiego się nie wydarzyło. Zęby czasu się nie kruszą. To wyjątek w skali wieczności. Na razie na pewno groźne jest dla powiązanego…
– A cóż takiego dzieje się z powiązanym? – zza kolan Ojca wychylił się zaciekawiony Pędzik.
– Gdy ząbek przeskakuje, siła czasu wyrywa go z przestrzeni. Innymi słowy – zawiesza się poza czasoprzestrzenią, co może być dla niego niebezpieczne.
– Jak usunąć tę awarię, Naprawco? Czy w ogóle da się… – Ojciec zawiesił głos.
– Nie można wyjąć kółka z mechanizmu, bo nie będzie możliwe ponowne włożenie go w to samo miejsce – Naprawca podrapał się po ciemnej, kędzierzawej czuprynie – Muszę odlać taki sam pojedynczy ząbek i błyskawicznie nakleić go na ułamany, gdy znajdzie się w wolnej przestrzeni między kółkami. To trochę potrwa, ale da się naprawić.
– Kiedy? – zapytał Ojciec gwałtownie, nie bacząc że mogło to zabrzmieć nieco obcesowo.
– Myślę, że do późnego wieczora powinienem zdążyć. Następny przeskok przypada na okolice północy i wtedy już powinno wszystko działać. Czy warsztat jest otwarty?
– Tak, oczywiście. Czasiki utrzymują go w ciągłej gotowości.
– Do roboty, zatem. – Naprawca podniósł się z kolan i dziarsko podążył w stronę pomieszczenia, które odwiedzał raz na sto lat.

c.d.n.

Właścicielem praw autorskich do ilustracji jest Kellepics (Pixabay.com)

Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂