Zaznacz stronę

Od ośmiu lat lato spędzamy w domu na wsi. Bywa pięknie. Mimo to, nie wyobrażam sobie rezygnacji z miejskiego adresu zameldowania. Miasto to większy pośpiech, czas tracony na przemieszczaniu się z miejsca w miejsce, ale też masa możliwości, których na wsi po prostu nie ma.

„Mieszczuch na wsi” to tytuł bloga, który funkcjonuje od siedmiu lat. A w zasadzie funkcjonował, bo z rozmaitych powodów serca mi do niego zabrakło. I nie potrafię już na nim pisać szczerze i z zaangażowaniem. W zamierzeniu miał pokazywać życie miejskiej dziewczyny, która zamiast do Warszawy, wyjeżdża na polską wieś. Nie żadną tam sypialnię miasta, w której estetyczne domki wg projektów z katalogów stawiają sobie przedsiębiorcy, urzędnicy i architekci zmęczeni jednostajnym szumem aut, nocnych sklepów i klubów i chcący zaczynać dzionki z śpiewem ptaków. O nie! Mieszczuch wylądował na prawdziwej wsi z krowami i kurami, gdzie każda rodzina ma swój dyżur przy sprzątaniu i dekorowaniu kościoła, a życiem rodziny rządzi tradycja, a nie żadne dżender! I tutaj – z mężem – wieśniakiem (tak on sam o sobie mówi:)) – otworzył mieszczuch agroturystykę.

Czym było dla mnie tych osiem lat?

Przede wszystkim zaskakującym doświadczeniem tego jak odmienne mogą być poglądy i punkty widzenia. Spotkałam tu wielu ludzi, których obdarzyłam sympatią, a nawet, jeśli chodzi o rodzinę mojego męża, przywiązaniem. Ludzi obdarzonych życiową wiedzą i mądrością tak inną od wzorca, który dotąd miałam w głowie, że kiedyś pewnie nie uznałabym ich za mądrość. A jednak. To mądrość bliższa ziemi, życia i codzienności, całkiem innej niż moja. Tu rządzi tradycja, zwyczaj, przyzwyczajenia.

Nikt nie zawraca sobie głowy „świadomym samorozwojem” i samorealizacją. Nie czyta „Wyborczej”, czy „Rzepy”, by potem przemyśliwać nowe idee w samotności lub gronie znajomych. Rzadko kto szuka najlepszego pediatry zaciągając opinii koleżanek, położnej i wertując fora internetowe, bo w pobliskim miasteczku jest ich tylko dwóch. Mało kto również szuka zdrowej żywności, gdy w ogródku rośnie marchew, a zamiast do słodzenia używa się tu po prostu białego cukru. I to w zasadzie niezależnie od wieku. Te relacje odbieram jako trudne, bo… ciężko funkcjonować w rzeczywistości, w której na każdy w zasadzie temat ma się odmienne zdanie. A tak niestety jest w większości przypadków. Czasem czuję się przemądrzała, wcale tego nie chcąc. Bo uważam inaczej. Nie lepiej, nie gorzej, ale po prostu inaczej. I wygłaszanie jakichkolwiek opinii, a tym bardziej uzasadnianie ich… Czuję się z tym źle, więc ostatnio przestaję mówić cokolwiek. Po to są mi potrzebni moi miejscy znajomi, wychowani w podobnej rzeczywistości, z podobnym modelem myślenia i działania – żeby poczuć, że nie jestem jakimś dziwolągiem. A tak często czuję się tutaj, choć wszyscy wokół są na ogół mili, a ja czasem czuję, że kontaktem ze mną zmęczeni. Choć być może to złudzenie.

Miasta potrzebuję też po to, by mieć więcej możliwości.

Jestem przyzwyczajona to tego, że mam wybór: jeśli chodzi o lekarza, fryzjera, sklep spożywczy, basen, czy bar. Wszystkiego jest więcej niż dwa. Tutaj nie. Ograniczony wybór sprzyja oszczędności czasu, ale jednak ja wolę ten wybór mieć. Dlatego pozostałam mieszczuchem, który po prostu połowę życia (stan na teraz:) ) spędza na wsi. A tam grzebie w ziemi, piecze chleb i w swoim domu wśród łąk przyjmuje ludzi z całego kraju, a czasem i państwa ościennego 🙂 I każdy ma coś ciekawego do powiedzenia. A ja to chłonę. Szukam inspiracji i cieszę się, że do mnie na wieś przyjeżdżają różne miasta…


Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂