Zaznacz stronę

Kiedy mam kupić upominek dziecku znajomych, najczęściej stawiam na książeczki. Nie cieszę się jednak na ogół, kiedy moje własne dzieci dostają je od innych. Dlaczego? To proste: sporo takich podarków wylądowało już na najwyższej półce, a stamtąd wywędrowało choćby do przedszkolnej wymienialni.

Do wyboru literatury dziecięcej przykładam wagę dużo większą niż np. do ubrań. Z bluzy szybko maluch wyrasta i zapomina, a pierwsze historie zostaną w nim już na zawsze. To one zbudują jego zasób słownictwa, wrażliwość, system wartości. I gust. Wierzę, że jeśli będę całą trójkę częstować wysmakowaną literaturą dziecięcą, oni naprawdę ją pokochają i zatrzymają sobie tę miłość na zawsze.
Mam koleżankę graficzkę. Poznałyśmy się w pracy. Kiedy zaszła w ciążę (i już przeminęła faza dramatycznych mdłości poranno-popołudniowo-wieczornych), zaczęła kompletować różne przedmioty. W tym książeczki. Na co zwracała uwagę? To chyba jasne:
– Zobacz, jakie one śliczne, jaki mają ładny układ. Jaka cudna grafika. Większość tych, które widzę w księgarniach to takie, że rzygać się chce.

No, nie wątpię. Jej się wówczas ciągle rzygać chciało. I mnie również dopadają torsje, kiedy widzę niektóre wydania. Kilka kartonowych stron z dosłownymi ilustracjami, nierzadko graniczącymi z kiczem albo dawno już za tą granicą. Teksty najpiękniejszych bajek w telegraficznym skrócie przeredagowane przez zmęczoną sekretarkę w przerwie między przepisywaniem protokołów z zebrań. Makabra.
Pewien dystans mam też do starych bajek, na których sama się wychowałam. Nie twierdzę, że ich unikam zupełnie, ale… Przejrzałam sobie ostatnio jeden taki zbiór przed zaniesieniem do przedszkola: Królewna na ziarnku grochu, Śpiąca królewna, Calineczka, Śnieżka – wszystkie przedstawione jako słabe bezwolne istoty, ratowane na koniec przez bohaterskiego księcia. A jak już się znalazła jedna bez księżniczki – O rybaku i złotej rybce – to z żoną rybaka: złą, chciwą i obłudną. A przecież każdą historię można opowiedzieć na 1000 sposobów.

Wiecie jakie historie lubię? Otwierające drogę dla wyobraźni.
Z ilustracjami pozwalającymi coś sobie dopowiedzieć. Napisane pięknym wysmakowanym stylem, rytmicznie. I pozwalające myśleć, że autor nie miał swoich młodziutkich czytelników za małoletnich debili.
I choć wiem, że lepiej jest czytać kiepską literaturę niż nie czytać wcale, to osobiście wolę ulotkę środka do czyszczenia WC niż miałkiego Harlequina. Choć jako nastolatka i tym się zaczytywałam. Ale w dzieciństwie literaturę miałam troskliwie dobieraną przez dziadków. Co zresztą nie było trudne, gdyż wówczas sklepów nie zalewały tony kiczowatej szmiry.


Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂