Zaznacz stronę

Co was będę czarować: wyszło pysznie. Mogłabym udawać, że „takie sobie te jaglane kuleczki”, żeby nikomu nie było przykro, że się nie załapał. Ale nie potrafię kłamać. Wrąbaliśmy do ostatniego okruszka. Jakby mi kto powiedział, że kasza jaglana może TAK smakować, nie uwierzyłabym. A co się przy okazji w kuchni działo! Takie cuda, to tylko u mnie.

Gdybym była jak moja Babcia, nie mogłoby się to zdarzyć.

Bo najpierw sprawdziłabym, czy mam wszystkie potrzebne sprzęty i składniki. A przede wszystkim nie porywałabym się na kuchenne rozróby po 21.00, kiedy powinnam kończyć sprzątanie kuchni. Chociaż, kto wie jak to robiła moja Babcia, gdy była pracującą matką i miała małe dzieci?
To jedna z tych rzeczy, o które nie zdążyłam zapytać, choć przecież czasu miałam wiele. I już nie zapytam. Wiem natomiast jak działała w kuchni moja Babcia, gdy już była babcią. Perfekcyjnie. Jeśli za pięćdziesiąt lat nadal będę prowadzić bloga, to może moje siwiutkie czytelniczki przekonają się, że i ja nauczyłam się pracy od linijki. Na razie… no. Jestem na ogół bardzo spontaniczna. I zdarza mi się zapomnieć, żeby przed zagnieceniem ciasta na ciasteczka, sprawdzić, czy mam np. papier do pieczenia. Coraz rzadziej, ale się zdarza. Za to mniejsze lub większe braki umiem na ogół w dość kreatywny sposób nadrobić. Czasem bywa zabawnie. Czasem trochę strasznie. Jak tym razem…

Na kuleczki nabrałam ochoty nagle

Trochę dziwna sprawa, bo nigdy dotąd nie jadłam czegoś takiego. Choć oswajam się z kaszą jaglaną i to nie pierwsza moja jaglana improwizacja, to dotąd nie było nic na słodko. A jednak nagle pomyślałam: a może zrobić jakieś deserowe przegryzki z kaszy jaglanej? Fajne byłyby w kształcie kuleczek. I jeszcze, żeby zawierały śmietankę, orzechy i mleko w proszku. Bo ja uwielbiam mleko w proszku. Odpaliłam wyszukiwarkę, poszukałam przepisów, przejrzałam je i zamknęłam. Wiedziałam już, że jestem na dobrym tropie. I że nie ja pierwsza nabrałam kiedyś ochoty na coś takiego. I że zrobię je po swojemu – trochę inaczej niż w przepisach. Sprawa była przesądzona. Ja po prostu MUSIAŁAM je zrobić. Już tak mam, że kiedy nabiorę na coś ochoty, to już kaplica. Muszę to mieć, zjeść i koniec.

Wymyśliłam więc sobie przepis i powstały jaglane kuleczki

  • Kasza jaglana sucha
  • mleko
  • śmietanka słodka 18% lub 30%
  • skórka pomarańczowa
  • mleko w proszku
  • suszone morele
  • posiekane orzechy
  • płatki migdałowe
  • brązowy cukier lub miód
  • kakao lub czekolada

Szklankę kaszy jaglanej dobrze opłukać i wsypać do rondla z niespełna trzema szklankami mleka wymieszanego ze śmietanką. Dosłodzić brązowym cukrem. Gotować bez przykrycia na wolnym ogniu, aż kasza wchłonie mleko. Powinna ugotować się na miękko, może nawet trochę rozkleić. Do kaszy dodać skórkę pomarańczową i sparzone posiekane morele. Wszystko dokładnie zblendować na dość gładką masę. Dosypać obrane przez K. i posiekane przeze mnie orzechy. Tak z garść solidną. I dosypać mleka w proszku. Dobrze wymieszać. Można też dodać kawałki posiekanej czekolady a połowę masy wymieszać z łyżką kakao. Uformować jaglane kuleczki i obtoczyć je w czymś. Sama jeszcze nie wiedziałam w czym. Potem już okazało się, że moje jaglane kuleczki postanowiły obtoczyć się:

  • w mleku w proszku,
  • w płatkach migdałowych,
  • w brązowym cukrze.

Pierwszy problem pojawił się w fazie składników.

Okazało się mianowicie, że nie mam mleka w proszku! Ja przeziębiona, a K. wysłać się nie da. Rzuciłam się jak opętana do szafki z akcesoriami dziecięcymi i… udało się! Znalazłam saszetkę bebilonu. Taką na jedną porcję. Trochę przeterminowana, ale niemowlakowi przecież nie daję. Wsypałam połowę, bo już w trakcie wsypywania pomyślałam, że idealnie nadawałoby się do obtoczenia kuleczek. Posiekałam suszone morele i skórkę pomarańczową (domowej roboty, oczywiście:)). Dodałam kilka kropel aromatu migdałowego, po czym odwróciłam się w kierunku szuflady z blenderem i… zamarłam w pół kroku. Cholera! Blender został na wsi. A końcówka blendująca do miksera nie działa! Zaczęłam nerwowo przeglądać zawartość szafek i szuflad. Nie na darmo przecież Babcia zaopatrywała kuchnię w sprzęty rozmaite. Padło na praskę do ziemniaków. Nie jestem w stanie przekazać wam tego widoku. Również ze względów bezpieczeństwa. Nie chciałabym, żeby czytając mojego bloga ludzie umierali ze śmiechu. Grunt, że udało się przecisnąć prawie całą kaszę. I może nie paprałabym się z tym tak niemiłosiernie, gdybym nie dodała skórki i moreli, których przecież przecisnąć się nie da! Zamiast niespełna minuty z blenderem, zafundowałam sobie dwa kwadranse z praską.

Przy okazji wróciły wspomnienia.

O tym, jak na pewnej imprezie z czasów studiów postanowiłyśmy z E. zrobić naleśniki po chłopsku. Po chłopsku i po wódce. Sporej ilości wódki. Jej mama smażoną cebulę przecierała zawsze przez sito, żeby siostra-fusytka zjadła sos. Ale ja po wódce stwierdziłam, że sito, to zły pomysł. Lepiej wziąć moździerz. Dziś powiedziałabym, że w nosie mam przecieranie i jemy z cebulą. Ale wtedy wzięłam moździerz. I nawet musiałam w tym widzieć sens jakiś. Przez te kilka chwil, kiedy go brałam i wlewałam do niego prosto z patelni usmażoną na maśle cebulę. Dziś tego sensu nie widzę. Nie widziałam zresztą już następnego popołudnia, gdy zwlokłam się z łóżka na ciężkim kacu i podreptałam do kuchni w poszukiwaniu studni. Pierwsze, co ujrzałam, to góra brudnych garów, zwieńczona upieprzonym w smażonej cebuli moździerzem…

A wracając do kuleczek

Ułożyłam je w stosik na talerzyku. Udało się dotrwać do zrobienia zdjęcia. Ten moment zawsze wydaje mi się najtrudniejszy. Moje wewnętrzne dziecko wrzeszczy wtedy: „no daaaj już!”. Dlatego zdjęcie słabe, bo robione w pośpiechu. Następnym razem na sesję kulinarną zaproszę Craftoholiczkę! Ona zrobi pinkne fotki. 🙂 A kuleczki zniknęły w try miga. Smętne niedobitki dokończyliśmy dziś rano do kawy. Pierwsze pytanie czteroletniego Tygryska po powrocie z przedszkola?

– Mamuś, a zrobimy dziś znów te pyszne jaglane kuleczki?
– Po weekendzie, synu. Jak tatuś przywiezie blender.


Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂