Zaznacz stronę
Wiecie, ja mam trochę zwichrowany ogląd rzeczywistości. Pani psycholog powiedziała, że mam nadmiernie wyśrubowane standardy odnośnie postaw i zachowań. Zarówno swoich, jak i innych ludzi. Dlatego zupełnie nie rozumiem wielu kobiet, które chwalą swoich mężczyzn za to, że…

„Pomaga w domu i przy dzieciach”

No proszę ja was! Łaskawca jakiś niebywały. Pomaga! Pomaga zjeść obiad, który ona zaplanowała i ugotowała, a potem co drugi dzień umyje naczynia, które ona przy tym ubrudziła? Z tym zresztą to jeszcze pół biedy, bo kontrakty partnerskie bywają różne. I może faktycznie on więcej zarabia, a ona wydaje, a za to tyra w tej chacie kupionej za zarobioną przez niego kasę. I jest szczęśliwa. Okej. Jak tam sobie chcecie. Jeśli obu stronom układ pasuje, to w porządku i nikomu nic do tego. U nas też to różnie bywa, szczególnie, gdy idzie o mycie kibelka. W mojej ocenie to nie godzi w równouprawnienie, jeśli każdy ma, co mieć chciał i chce.

Ale dzieci to już zupełnie inna sprawa

Nie prosiły się na ten świat. Nie zaznaczyły w formularzu wypełnianym przed porodem, pola: „zgadzam się być wychowywane w większej mierze przez jednego rodzica, przy bliżej nieokreślonej pomocy tego drugiego, a nawet bez jego czynnego udziału”. One POTRZEBUJĄ obydwojga rodziców. I wspólna opieka nad dziećmi jest zakichanym, psim obowiązkiem obydwojga. Wiecie już o co mi chodzi? W opiece nad dziećmi się nie pomaga. Opiekę nad dziećmi się dzieli. I oto dochodzimy do punktu, w którym powinnam mojego męża pochwalić. Za to, że robi najzwyczajniejszą, najbardziej naturalną rzecz pod słońcem. Jest ojcem. Jest TATĄ dla naszych dzieci.

Nie widzę dzieci przed wyjściem do przedszkola

Co prawda wieczorem szykuję ubrania, ale robię to we własnym interesie. Dla niego to nie byłby problem. Absolutnie. Jeśli jednak nie chcę odbierać z przedszkola dziewczynki w różowej bluzeczce do pomarańczowej spódniczki i zielonych rajstopek… No. Nie mówiąc już o sprzątaniu szuflad z dziecięcymi ciuszkami. Bo w momencie szukania odzieży w dziecięcej szafie, w moim mężczyźnie odzywa się jaskiniowiec. Zdecydowanie więc wolę położyć mu gotowy zestaw na krześle. Nie czepiajmy się jednak drobnostek. To facet w końcu. Nie śmiem nawet wymagać, żeby miał cierpliwość do układania swoimi wielkimi łapami cholernych dziecięcych ubranek. I to w kosteczkę.

Wracając do poranków

. Mój mąż potrafi dać dzieciom rano mleko (a nawet dodać do niego probiotyk), dobudzić je, ubrać, rozczesać włosy (nie, no nie pytajcie o warkoczyki. Nawet ja nie umiem ich zrobić), umyć im zęby, zaprowadzić do przedszkola, a siebie do pracy. Na ogół nawet bez awantur.

I to wszystko sam. Szykując się przy tym do roboty. Bez budzenia mnie. Jeśli sama wstanę i mu pomogę, raczej się nie obrazi. Jeśli jednak trafi mi się cięższa nocka z niemowlakiem, ogarnie wszystko samodzielnie. Nawet w ten jeden dzień w tygodniu, w który musi zaprowadzić je na siódmą. Powiem więcej: na ogół radzi sobie z tym lepiej niż ja bym była w stanie o tej porze dnia. To nie wszystko.

Nie znam poczucia wyłącznej odpowiedzialności za rodzinę

Oczywiście, są sprawy, za które odpowiadam ja. Organizacyjnie dom ogarniam w znacznie większym stopniu. Planuję, zapisuję, rejestruję, przypominam, układam w szafach, zarządzam zapleczem. Godzę się na to (jak dotąd), bo jest też mnóstwo innych spraw, które on ogarnia zupełnie samodzielnie. Na przykład związanych z agroturystyką. A poza tym, nie chcę chyba, żeby mi się w pewne kwestie zanadto wtrącał. Ale to jest taki nasz niepisany kontrakt. Jeśli jednak chodzi o dzieci, to stanowczo i zdecydowanie „są wspólne”. Wspólne jest chodzenie do lekarza, na spacery, kupowanie zabawek, a nawet czytanie przed snem.

Pewne sprawy muszę mu uświadamiać

Nie zawsze zresztą odbywa się to zupełnie bezboleśnie. Walka o temperaturę w domu trwała przez trzy lata i była tak zażarta, że wyrobiły nam się termostaty w grzejnikach od ciągłego kręcenia pokrętłami. Bo jemu się wydawało, że jest za zimno, a ja „oczywiście wszystko wiem najlepiej” i w ogóle jestem „najmądrzejsza i alfa i omega”. Z syczącą ironią, oczywiście. Od tłumaczenia dlaczego codzienne spacery są ważne język mi skołowaciał, a i tak w deszcz – choćby cieplutki i ledwo wyczuwalny wiosenny deszczyk – raczej pójdę ja. Łatwo zapomina o sprawach, z którymi mu nie po drodze. Nad wyraz chętnie skraca wieczorne czytanie, Podobnie jak bardzo powoli uczy się, że krzyk nie jest idealną formą komunikacji z małym dzieckiem. A jednak się uczy 🙂 Ale…

Nie znam poczucia uwiązania w domu, bo mam małe dziecko

Wiadomo, nie wyrwę się na weekend z koleżankami, dopóki karmię piersią. Ale na zakupy, a nawet do knajpy na (bezalkoholowe, póki co :)) piwo, czemu nie? Mogę iść dokąd chcę, byle gdzie, że tak zaczerpnę z Osieckiej. I być sobie tam z poczuciem pełnego spokoju, że mój mąż ogarnie. Nakarmi, napoi, ukoi, poczyta, położy spać. Dwójkę spokojnie, z trzecim na ręku. Co najwyżej włączy starszakom bajkę. Ale zadzwoni dopiero, w sytuacji wyższej konieczności. I będzie to raczej telefon do mojej piersi, a nie do mnie. Jak ostatnio, kiedy rozebrana do bielizny w sklepowej przebieralni odebrałam telefon od męża. Ale to nie był mąż. To był ssak z komunikatem: ŁAAAAAA! MLEEEEEka! A kiedy nadchodzi czas uwolnienia moich piersi od małego ssaka, to on cierpliwie uczy picia z butelki ze smoczkiem i zasypiania bez mamusi.

On pamięta o regularnym podawaniu leków.
On w każdą środę chodzi z Tygrysem na zajęcia z majsterkowania.
On wymyślił, że zrobi naszym maluchom pokoik prosto z marzeń. I on go właśnie robi.
On zabiera ich do lekarza/dentysty/okulisty na urodziny, kiedy ja nie mogę.
On jest dla nich pełnoprawnym i pełnowartościowym rodzicem. I najlepszym tatą, jakiego mogłyby mieć.

Bo je kocha. I robi dla nich to, co kochający dorosły człowiek dla ukochanych małych człowieczków.

A ja go na co dzień nawet za to specjalnie nie chwalę. Bo dla mnie to normalne. Bo właśnie tak powinno być w każdym domu, w którym dwoje dorosłych ludzi stworzyło nowe życia. Czy to znowu te moje wyśrubowane standardy? Niech będzie: dziękuję kochanie.

Jesteś świetnym tatą!


Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂