Zaznacz stronę
Oparte na faktach, własnych błędach i znajomości tematu 🙂 Uwaga! Humor!

Jedziesz na wakacje. Do Egiptu, Maroko, Tunezji, czy gdzie tam sobie chcesz. Gdzieś, gdzie turystyka kwitnie od lat i lokalesi znają wartość twojego pieniądza. Co robi Polak na wakacjach? Różne rzeczy, ale na pewno nie zapomina o zakupach. Więc ty też się wybierasz do tych malowniczo wyglądających sklepików, kramików i całkiem poważnych centrów handlowych. Może wrócisz zadowolony… A może wkurwiony jak rzadko. Wszystko zależy od tego, jak podejdziesz do sprawy. A raczej czy dasz się podejść.

Wychodzisz z hotelu. Już lekko zrelaksowany, jeszcze głodny tego wszystkiego, co kojarzy ci się z wakacjami. Robisz kilka kroków w stronę drogi i… już jesteś niemal oblężony. Kilku taksówkarzy, sprzedawca papirusów i drugi z kilkuletnim pomocnikiem. Zanim wytłumaczysz, że nie chcesz taksówki, bo idziesz tylko na drugą stronę drogi, twoje dzieci już mają w dłoniach badziewne kauczukowe piłeczki, świecące przy uderzeniu. Z jednej strony wykręcasz się sprzedawcy kiczowatych, upstrzonych błyszczącym brokatem papirusów, z drugiej słyszysz zachwycony śmiech dzieci i informację, że dwie piłeczki, warte może z dychę, będą cię kosztowały zaledwie czterdzieści parę złotych. „Co jest?!” – zdążysz pomyśleć, zanim zapłacisz, albo wyrwiesz niepocieszonym maluchom zabawki i obiecując im rekompensatę, przeciągniesz na drugą stronę ulicy. A tam tylko gorzej. Choć wygląda miło.
– Hello! How are you? – zaczepia cię pierwszy sprzedawca. Jest miły, uśmiechnięty, więc przystajesz i dajesz się wciągnąć w pogawędkę. Dostajesz wizytówkę, drobiazg dla dzieci w prezencie i ani się obejrzysz, jesteś już w środku. A potem może się zdarzyć, że będziesz kląć i pluć sobie w brodę, gdy okaże się, że nie tylko nakupiłaś rzeczy, które zupełnie nie są ci potrzebne, ale kilka kroków dalej zapłaciłabyś połowę tej ceny. Znasz to? Ja znam. No to do sedna.

1. Złapanie na przywitanie

Zawsze mili, uśmiechnięci i komunikatywni. Wiedzą, że podstawa sprzedaży, to nawiązanie kontaktu z klientem. Witają każdego przechodzącego turystę
– „Hello! How are you?”
A kiedy odpowiesz, następne pytanie brzmi skąd jesteś. „O! Polsska! Jak sze masz?” Zaczynasz się śmiać i on wie, że już prawie cię ma. Za chwilę oglądasz asortyment i choćbyś nawet bardzo nie chciał, na ogół coś kupisz. Bo on jest tak miły, a tobie głupio odmówić.

2. Na wizytówkę

Jeśli już się zatrzymałeś lub zwolniłeś kroku, wiedz, że teraz sprzedawca będzie chciał za wszelką cenę zaciągnąć cię do środka. Kiedy już wejdziesz do sklepu, poczujesz się jak czule witany gość i głupio ci będzie wyjść choćby bez drobiazgu. Jedną z metod zaciągnięcia do wnętrza jest właśnie ta na „business card”. Czasem jest to specjalna oferta albo bon rabatowy. „Poczekaj chwilkę, dam ci moją wizytówkę z bonem rabatowym na zakupy. Choć na chwilkę do środka” Acha! Kluczowe jest tutaj „chodź do środka, duszyczko niewinna; na ostre kuszenie chodź; daj się porwać orgiastycznemu szałowi zakupów! Obiecuję rozkosze, jakich nie dał ci nikt, tylko wejdź na chwilę po tę cholerną wizytówkę.

3. Na drobny upominek, czyli stara dobra reguła wzajemności

Upominek możesz dostać ty albo twoje dzieci. Sprzedawcy bardzo często mają na podorędziu kilka „gadżetów marketingowych”. Mogą to być malutkie gipsowe skarabeusze albo papirusowe zakładki do książek. Wykorzystują aktywnie doskonale znaną wszystkim handlowcom świata regułę wzajemności. Weź ode mnie coś małego, a głupio ci będzie nie kupić czegoś znacznie większego. To głupie poczucie zobowiązania sprawi, że nie dostrzeżesz nawet jak bardzo przegięta jest cena. Myślisz, że dostrzeżesz? Uwierz mi: tłumy całe nie dostrzegają.

4. Na twoje własne dziecko

Ooo! Kiedy jesteś z dziećmi, szczególnie małymi, stajesz się łatwiejszym łupem. Bo oto dorosły pochyla się i wręcza mu od razu przedmiot, który maluch wskazał. Na przykład zestaw zabawek do piasku albo tę badziewną kauczukową piłeczkę. Zabierzesz dziecku? Może i tak. Z naszych wakacyjnych obserwacji wynika jednak, że niekoniecznie…
Nasze dzieci nauczone są, że mają nas słuchać. Można negocjować, wiadomo, ale ostatecznie, to dorosły podejmuje decyzje. Wiaderka ostatecznie kupiliśmy, ale tylko dlatego, że i tak mieliśmy taki zamiar. Ale najpierw dzieci musiały je odstawić i odsunąć się na bok wraz ze mną. Co miałby zrobić rodzic, którego dzieci nawykły płaczem, wrzaskiem i wierzganiem walczyć o swoje?

5. Na jego dzieci

Argument, który kilkukrotnie zdarzyło nam się usłyszeć w trakcie „negocjacji handlowych”. „Ja mam w domu trzy córki/ trzech synów/ czworo dzieci”. A nie należymy do tych, którzy chcą skarby kupować za grosze. Jeśli jednak oglądamy stos papirusów i żaden nam się nie podoba; jeśli ktoś chce nam wcisnąć zbędne nam badziewie za równowartość kilkudziesięciu złotych, wtedy mówimy „Nie, dziękuję. Nie potrzebuję tego”. I słyszymy „Ja mam w domu trzy córki”. Argument ostateczny.

6. Na twoje dzieci i jego dzieci

Nie jest to na szczęście szeroko uprawiany proceder, ale zdarzyło nam się widzieć paru mężczyzn, którym w pracy towarzyszą kilkuletni chłopcy. I wtedy dorosły zagaduje rodziców, a dziecko podchodzi do maluchów i wręcza im jakieś drobne, badziewne zabawki z serii tych, które dzieci uwielbiają: małe samochodziki z cieniutkiego plastiku, kauczuki, świecące różdżki, które przestają świecić niemal zaraz po powrocie do hotelu. Masz podwójny problem: twoje dziecko, które już dostało zabawkę do ręki i jego dziecko, o którym wiesz, że koczuje godzinami pod tym hotelem, zamiast bawić się, czy uczyć. Potrafisz mu odmówić?

7. Na znikający rabat

Przechodzisz koło sklepiku. Omiatasz wzrokiem wystawione przed nim towary, nieświadom tego, że właściciel śledzi ruch twoich gałek ocznych niczym najlepszy program do eye trackingu. Zatrzymujesz na czymś wzrok i od razu on przy tym jest: „six dollars” słyszysz. Przeliczasz szybko. Nieee, no może i fajny drobiazg, ale na pewno nie za 20 zł. Choć nad Bałtykiem pewnie byłoby drożej. Na razie jednak nie jesteś zainteresowany. Uśmiechasz się przepraszająco i chcesz odchodzić, gdy słyszysz gorączkowe „three dollars”. Hmm… to może jednak weźmiesz? Dwa? Prosisz, dajesz 20 dolarów i mówisz „forteen for me”. I wtedy właśnie okazuje się, że po pierwsze nie forteen tylko eight, bo jednak po sześć, a nie trzy, po drugie zaś…

8. On nie ma wydać

Najczęściej chyba używany wybieg, gdy próbujesz zapłacić nieco grubszym banknotem. Nie ma wydać. Ale może dobierzesz coś do tej kwoty? Ooo! Tu jest fajne coś dla ciebie i tu. A to, to w ogóle będzie super! Kosztuje, co prawda, dwanaście, ale pan opuści do dziesięciu. Obstajesz przy swoim. I zaczynasz się wkurzać. Chyba, że jesteś rozbawiona. Nam się zdarzały obie reakcje. Pan zaczyna biegać po pobliskich sklepikach, niby rozmieniając i z każdego wychodzi z coraz bardziej zafrasowaną miną. No nikt nie ma rozmienić 20 dolców. O 50, czy 100 już nie mówiąc. Choć to popołudnie i trochę turystów się tu przewinęło. W prawie każdym sklepiku z souvenirs, do którego zdarzyło nam się trafić, czy to na terenie hotelu, czy w okolicy, a nawet samej Hurghadzie, był problem z wydaniem reszty.

Dopóki płaciliśmy grubszymi, bo po pierwszych dniach zmądrzeliśmy. I teraz nadszedł ten moment, w którym całkowicie bezpłatnie podzielę się z tobą moją mądrością nabytą za cenę kilkudziesięciu dolarów. Oto:

Złote i bezcenne rady Novelki 🙂

1. Uśmiechaj się, ale nie wdawaj w dyskusje

Jeśli chcesz tylko przejść ulicą i nie zamierzasz zaglądać do sklepu z papirusami albo w ogóle nie masz najmniejszej ochoty na zakupy, odpowiedz na powitanie z uśmiechem, ale nie zwalniając kroku. Przecież nie jesteś bucem. Podziękuj, powiedz „have a nice day” i idź dalej. Tylko się nie zatrzymuj.

2. Nie wchodź do sklepów „po wizytówkę”

To nigdy nie chodzi o wizytówkę, a o to, by ściągnąć cię do środka. A jak już wejdziesz, to wiesz…

3. Na pierwszy zakupowy rekonesans najlepiej wybrać się bez dzieci

Zachowaj się jak doświadczony wakacyjny zwiadowca. Zidentyfikuj zagrożenia. Wyznacz trasę omijającą je i dopiero zabierz rodzinę na zakupy. Poważnie. Pod naszym hotelem stało kilku taksówkarzy i dwóch sprzedawców badziewi, w tym jeden z dzieckiem. Po paru dniach już wiedzieliśmy jak się poruszać w tamtych rewirach.

4. Porównaj ceny w kilku sklepach

Różnice mogą sięgać kilkuset procent. Kupiliśmy za 150 funtów papirus, który w sklepie kosztował 25. Cena wyjściowa tego zakupionego? 250 funtów. Dziesięciokrotna przebitka!

5. Na większe zakupy wybieraj centra handlowe i sklepy, w których ceny znajdują się na produktach

6. Nie rób większych zakupów w ciągu pierwszych dwóch dni po przyjeździe

Jesteś wtedy bardziej podatny na przeróżne techniki. To tak jakby na głodniaka wybrać się do spożywczego po ziemniaki. Wyjdziesz z kilogramem kabanosów i czekoladą. Odpocznij po podróży. Ochłoń. Pooddychaj wakacjami i dopiero rusz do sklepów.

7. Staraj się zawsze mieć drobne

Ciężko będzie przywieźć drobne z sobą, bo w kantorach raczej nie sprzedają niskich nominałów. Czasem trudno o 5 dolców, a co dopiero mówić o banknotach jednodolarowych. Jeśli nawet na lotnisku dorwiesz kantor, to drobniaków raczej nie uświadczysz, a problem z wydawaniem dotyczy nie tylko dolarów. Pierwsze źródło drobniaków to… kierowcy autobusów na lotnisku. Pasażerowie zostawiają zwyczajowe napiwki w wysokości 1-2 dolarów. I większość kierowców chętnie wymieni drobniaki na banknoty o wyższym nominale. Pogadaj z nimi 🙂

8. Uważaj na taksówkarzy

Po pierwsze wybieraj tych, którzy jeżdżą i na trasie wyłapują klientów. Oni zazwyczaj są normalnie, w pocie czoła pracującymi ludźmi. Pod hotelami i w okolicach centrów handlowych roi się za to od cwaniaków, którzy chętnie złapią kilku klientów za potrójną stawkę. Zawsze też ustal z góry cenę za kurs. Nas taksówkarz przewiózł za potrójną stawkę ustaloną na wejściu, a jeszcze po drodze próbował ją podbić. No i oczywiście nie miał wydać. Drugiego dnia naszego pobytu. Później już byliśmy dużo mądrzejsi 🙂

I na koniec pamiętaj, że to biedne kraje. Pełne ciężko pracujących ludzi. Dlatego czasem można „dać się naciągnąć” na tę piłeczkę dla malucha. Nie musisz za nią płacić pięciu dolców, potarguj się, ale pamiętaj, że ten człowiek nie stoi przy drodze przez cały dzień dla przyjemności. Wiesz, że w wielu hotelach sprzątacze pracują za przysłowiowy wikt i opierunek? Napiwki to często jedyne pieniądze, które mogą wysłać swoim rodzinom. Dolar to raczej niewiele za tydzień codziennego szorowania twojego kibla? Przeznacz na to kilka dolarów. Skoro już jesteś na wakacjach, to chyba Cię stać?


Udało Ci się dobrnąć do końca! Czyli nie było tak źle? Mam nadzieję, że podobał Ci się post, który dla Ciebie napisałam. Jeśli tak, będzie mi miło, jeśli pozostawisz mi kawałek siebie na pamiątkę 🙂

Możesz to zrobić na kilka sposobów:

  • Zostaw, proszę komentarz. Chętnie poznam Twoje myśli po przeczytaniu posta.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki czemu będziesz zawsze wiedzieć, co się u Novelki dzieje.
  • Tekstem możesz podzielić się ze znajomymi. Śmiało, nie krępuj się! Ja się naprawdę nie obrażę 🙂